Walentynki może i są straszną komercją wziętą z USA, jednakże mają swój urok i jest wspaniałym podarowanie czegoś osobie, którą się kocha. Kierując się zasadą, że przez żołądek do serca oraz myślą, że nie można na każdą okazję robić babeczek, postanowiłam iść o krok dalej i spróbować zrobić jedno z moich ulubionych ciast (lub deserów, zwał jak zwał), które najczęściej zamawiam do kawy.
Wspaniały internet podpowiedział kilka przepisów, pani Halinka, która spędziła ostatnie 15 lat robiąc desery we Włoszech jeszcze zweryfikowała poprawność moich badań i tak powstało najpyszniejsze tiramisu w moim życiu.
Porcja wyszła mi z tego tak na 8 kawałków. Niecała forma do zapiekanek.
Potrzeba:
* paczkę podłużnych biszkoptów
* 250g serka mascarpone
* kubek kawy oraz 3 kieliszki Amaretto
* 2 żółtka
* 50g cukru
* kakao (takie prawdziwe, nie rozpuszczalne!)
Robimy kawę, przestudzamy, dodajemy Amaretto.
Kiedy kawa stygnie, ucieramy żółtka z cukrem (jak kogel mogel). Ma powstać puszysta, jasna masa.
Powstałą masę łączymy z mascarpone. (Proszę się nie zrażać, że nie smakuje to najlepiej, masa potrzebuje czasu)
Biszkopty nasączamy kawą (albo kładziemy i polewamy za pomocą łyżki, albo zamaczamy przed ułożeniem), układamy je w naczyniu. Dajemy na to połowę masy.
Posypujemy delikatnie kakao. (ehe. delikatnie.)
To samo robimy z drugą warstwą.
Ja niestety jestem z matematyką na bakier i raczej sobie podzieliłam 1/3 do 2/3 i mi zostało trochę za dużo, więc usmarowałam też boki ;)
Na drugą warstwę dajemy duuużo kakao. Z racji, że Walentynki u mnie było jeszcze serduszko.
Powstałe arcydzieło idzie do lodówki na co najmniej 5 godzin. U mnie stało prawie 24 i uważam, że bardzo dobrze mu to zrobiło ;)
Zachęcam do wypróbowania przepisu, bo nie jest skomplikowany a ciasto jest na prawdę pycha! :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz